Archiwa tagu: ilustracja

Taki dzień…

Od pewnego czasu codziennie rysuję coś ot tak, dla siebie. Żaden z tego challenge, takie ćwiczenia bardziej. Dość mozolne, bo jak już trzeba usiąść przed kartką włącza się zaraz automat „a właściwie co? Nie mam pomysłu. Nie mam weny. Mam masę roboty”. I tym podobne.

Dlatego rysuję byle co i przechodzę dalej. Nie, żeby się podobało, tylko żeby było. Wychodzą różne potworki 🙂 Mam poczucie i przekonanie, że uczę się, nawet jeśli faktycznie wygląda tak, jak bym się cofała.

Kwiatki dla Was mam. O!

Sowa

Mała syrenka

Hej!

Mały update tego, co u nas 🙂

  1. Ćwiczę odcinanie pępowiny i wysłałam dziecko z zapaleniem płuc nad morze. Spokojnie, pojechał z babcią lekarzem, ale kosztowało mnie to masę nerwów (i kosztuje nadal).
  2. Poza tym zapalenie płuc chyba postanowiło zostać ze mną, więc muszę się troszkę podleczyć. Dla wtajemniczonych – inne badania w normie, więc szpital mnie nie chciał zatrzymać na dłużej. To baaardzo dobra wiadomość 🙂
  3. Na ukojenie macierzyńskich tęsknot – mała syrenka. Taka mała rada dla tych, co chcą być lepsi w rysowaniu. Kiedy nie idzie wam planowana praca, zróbcie coś zupełnie od czapy, czego nigdy wcześniej nie rysowaliście i nie przerywajcie, aż obrazek będzie skończony, nawet jeśli zupełnie się Wam nie podoba.  Na mnie to do działa i wychodzą czasem takie cośki 🙂

Markery Copic

Hej!

Padłam ofiarą rozprzestrzeniającej się po internetach epidemii markerów alkoholowych i te procenty mi bardzo odpowiadają.

Ich największą zaletą jest oszczędność czasu przy prostych szkicach, obrazkach dla przyjemności, projektowaniu itp (składają się na to niesamowicie łatwe mieszanie kolorów, pędzelkowa końcówka i ogromna paleta dostępnych barw).

Wadą – cena 🙁

Mnie do zakupu i wypróbowania zainspirowały filmy z kanału Zrobione z cukrem. Polecam, jeśli chcecie się dowiedzieć jakie są rodzaje, jak działają i ogólnie o co chodzi z tymi markerami. Ja nie będę się wypowiadać, bo dopiero zaczynam ich używać. Poza tym podstawowe dane są do znalezienia na stronie polskiego dystrybutora i całej masie filmów na YouTube.

Dla mnie jest to po części inwestycja, a po części burżujska przyjemność 🙂

Z góry zapowiadam. Będę teraz nimi próbowała rysować na TW. Nie mam zbyt dużo kolorów. Właściwie tylko te które widać na pierwszym obrazku ( #Cukier tak Cię widzę 🙂 )

Mój zestaw: E00, YR21, YR61, R21, E70, R02, R14, E47, E18, B00, B45, G24, BV31, V15.

Brakujące kolory zastępuję kredkami akwarelowymi (Mondeluz i Pentel + pędzelek na wodę Pentela). Świetnie to działa na bloku technicznym  ;P – taki mix był  w obrazku z Ramenem.

Inne rysunki z cyklu „zacieszam się nową zabawką”:

Markery Copic + czarny cienkopis Mocron 01 (Sakura, AP)

Markery Copic + czarny cienkopis Mocron 01 (Sakura, AP)

Markery Copic + czarny cienkopis Mocron 01 (Sakura, AP)

Markery Copic + czarny cienkopis Mocron 01 (Sakura, AP)

 

Kredki akwarelowe: Mondeluz (Koh-i-Noor), kredki Pentel, pędzel wodny Pentela. Markery Copic: YR21, YR61, R14 oraz biały żelopis Sakura

Kredki akwarelowe: Mondeluz (Koh-i-Noor), kredki Pentel, pędzel wodny Pentela. Markery Copic: YR21, YR61, R14 oraz biały żelopis Sakura

Terry Pratchett

Terry Pratchett nie żyje. Jak podają serwisy informacyjne, zmarł w czwartek, 12 marca. Miał 66 lat.

To smutne wydarzenie. Pratchett był jednym z najlepszych pisarzy, jakich miałem okazję czytać. Jego książki wyznaczyły ramy fantastyki „humorystycznej”, ale później wielokrotnie je przekraczały. Zawsze wiedziałem, że znajdę w nich celne i nierzadko bardzo głębokie przemyślenia na temat ludzkiej natury i otaczającego nas świata.

Pamiętam do tej pory, gdzie przeczytałem pierwszą powieść jego autorstwa. Było to na koloniach, miałem ze trzynaście lat i jeden z kolegów (jedna z koleżanek?) pożyczył mi ją do lektury. Tak się złożyło, że była to pierwsza pozycja z cyklu „Świat Dysku”.

Potem były kolejne lata, kolejne książki… W pewnym sensie dorastałem z Pratchettem. Kiedyś – raz jeden – udało mi się być na spotkaniu z nim, zorganizowanym na Politechnice Warszawskiej. Byłem już wtedy, jak można się domyślić, studentem. Mała aula, po brzegi wypełniona ludźmi, celne i żartobliwe odpowiedzi na pytania. Potem kolejka po autografy – ja też w niej stanąłem. To zresztą niemalże jedyny przypadek w moim życiu, w którym uznałem, że warto.

Teraz pozostaje mi skończyć te kilka powieści, których jeszcze nie miałem okazji przeczytać, a potem…

Żegnaj, Mistrzu.

PS. Rysunek jak zawsze by Kess, na podstawie zdjęć z sieci.