Tym razem mam ochotę powylewać trochę jadu na system przydzielania dzieci do przedszkoli itp, ale się powstrzymam. W zeszłym roku było to samo. Teraz byłby to bardzo niecenzuralny wpis. Pełne rodziny z jednym dzieckiem wiedzą, o co chodzi.
Pan M będzie musiał zacząć podstawówkę jako pięciolatek w oddziale przedszkolnym, zamiast w pierwszej klasie w wieku sześciu lat – ponieważ w normalnych przedszkolach nie ma miejsc. Nasz oddział przedszkolny jest w tym samym miejscu i w tych samych salach, co pierwsza klasa. Do starej podstawówki dostawiono kilka baraków, obiecując remont jednej z najstarszych szkół w okolicy. BARAKÓW! Jak dla robotników na budowie. Szatnia, stołówka, korytarze i łazienki są wspólne z pierwszakami. Czas opieki obejmuje ustawowe parę godzin zajęć, a potem Pan M będzie musiał walczyć z pierwszakami o skrawek podłogi na przeładowanej świetlicy.
Tak ta cała durna polityka wygląda w praktyce i nic nie można na to poradzić. Cała nadzieja w pedagogach, chociaż ciężko o cud w takich warunkach.
Odwołujemy się, owszem. Szanse są nikłe. Szlag!
Plan odwołania padł. Przejechali nas walcem i równo odrzucili wszystkie dzieci. Podobno wszyscy, który starali się dostać do przedszkola zostali przyjęci do oddziałów przedszkolnych bo w przedszkolach publicznych już nie ma miejsc, a oddziały muszą przyjąć. I tym sposobem mam 4,5 latka szkolniaczka 🙂 Pozostaje nam tylko wzmacniać jego zdolności interpersonalne i nie dać się zwariować.
Nasz mały lisek poza pięknymi oczętami ma też ostre ząbki i pazurki więc myślę, że będzie dobrze.